Blog o podróżach i ludziach, ale także o wszystkim tym, co może Cię spotkać, jeśli tylko odważysz się wypłynąć ze swojego portu, ze swej bezpiecznej przystani i otworzysz się na to, co znajduje się poza Twoją zatoką... a jeśli to zrobisz otworzą się mosty i nowe możliwości - wyruszamy?


Translate

środa, 13 marca 2013

Chalkidiki - fabryka wspomnień



Chalkidiki – niegdyś egzotycznie brzmiący, aczkolwiek pusty wyraz dla większości Polaków, dziś nie tylko znana nazwa, ale i miejsce, które desygnuje. Po półrocznym pobycie w Grecji (Thessaloniki), postanowiłam podzielić się spostrzeżeniami na temat miejsca, które dla wielu Polaków jest spełnieniem marzeń o urlopie




Jestem przekonana, że lektura tego tekstu niektórych przekona do przyjazdu tutaj, znajdą się pewnie i tacy, którzy po jego przeczytaniu, obiorą zupełnie inny kierunek.
Nie miejmy złudzeń, to teren przemysłu turystycznego – łatwa, lekka i przyjemna rozrywka, bo po nią przyjeżdżają turyści. Prawda jest taka, że także w tym zakątku świata to, co powierzchowne, często przesłania sobą to, co prawdziwe i wartościowe. Wszystkie, szumnie zwane zabytki antyku w tym rejonie, tak naprawdę w rzeczywistości, ograniczają się do kilku faktycznie interesujących miejsc. Świetność, rozdmuchana trochę na siłę. Czasem nawet sztucznie wygenerowana, by zwabić wycieczkowiczów, a plażowiczom pomóc wyciszyć wyrzuty sumienia, że tylko plaża, słońce i plaża. Pogoda, co prawda niemal gwarantowana, a i krajobraz ciekawy, dlatego mimo wszystko, rokrocznie rzesze turystów ściągają na Chalkidiki, które ja nazywam FABRYKĄ WAKACYJNYCH WSPOMNIEŃ!
Garść oczywistości
Czas nieco opisać tą cudowną fabrykę, która obok greckich wysp, stała się swoistą mekką turystyczną Europy. Jak już wspomniałam, to dosyć ciekawy krajobrazowo zakątek północnej części Grecji, o powierzchni 2945 km². Intrygująca i oryginalna trójpalczasta struktura (Kassandra, Sithonia, Athos), wdziera się w Morze Egejskie. Nieopodal (ok.60km) znajdują się Saloniki – drugie, co do wielkości miasto Grecji, stolica greckiej Macedonii, do której przynależy także Półwysep. Chalkidiki to region naprawdę malowniczy, ze słonecznymi, piaszczystymi plażami, palmami i ciepłym morzem (nawet pod koniec października) - sen na jawie tysięcy urlopowiczów. Sporo zieleni, bliskość gór i Olimpu oraz urozmaicona linia brzegowa, to niewątpliwe atuty Półwyspu. Atuty, które tak pięknie prezentują się potem na fotografiach opalonych urlopowiczów, powracających do kraju.
Znalezienie romantycznych zakątków, nie sprawia wiele trudności i nie zajmuje nawet wiele czasu. Nie można tutaj uczynić zadość instynktowi zdobywcy, o odkrywcy nie wspominając. Wybrańcem można się jednak poczuć i tu. Atmosferą niedostępności, a nawet tajemniczości owiany jest trzeci palec Chalkidiki. Nie wszyscy, bowiem mogą zobaczyć Półwysep Athos, którego tereny stanowią autonomiczne państwo w państwie. Republika mnichów, bo o niej mowa, choć najstarsza w Europie, wciąż zakazuje kobietom wstępu na swe terytoria. Mężczyźni zaś muszą ubiegać się o wizę, wydawaną zazwyczaj na 4 dni.

Grecki czy nie?
Tego odmiennego oblicza Półwyspu, właśnie szukałam, bo nie zaślepił mnie folderowy obraz na sprzedaż. Tutaj właśnie rozpoczyna się inny sposób patrzenia na Chalkidiki. Tu ma swoje miejsce zupełnie inny sposób spędzania czasu, gdyż odwiedzając to niezwykłe państwo, każdy staje się pielgrzymem, przestaje być turystą. Wbrew pozorom, nie brakuje na tym turystycznym Półwyspie, tego rodzaju niespodzianek i ciekawostek. Są i były tu zawsze, czekają tylko na obserwatora, któremu świata nie przesłoni Frappe, czy chłodny drink. No i wreszcie można poczuć się zdobywcą… wiedzy oczywiście.
Istnieje w języku określenie "historia wiecznie żywa" i tu rzeczywiście tak jest. Wciąż podskórnie wyczuwa się napięcia między Grecją a Macedonią, Grecją i Turcją. Niezabliźnione rany nadal krwawią. Trudno się dziwić, bo czy możliwe jest w ogóle ustalenie, ze stu procentową pewnością, przynależności państwowej regionu, o tak bogatej tradycji i historii. Przecież ten piękny skrawek Ziemi, przez pięć wieków pozostawał w tureckim władaniu. Dopiero I wojna bałkańska, wystawiła mu znów grecki paszport, którym cieszy się od stulecia (1912r.). Jak więc rozstrzygnąć do kogo przynależy Trójząb Neptuna, wrzucony w Morze Egejskie, gdy każda ze stron ma swoje racje, ba, nawet dowody?

Grecy słyną z retoryki, a zdolności oratorskich można im pozazdrościć. Dowód? Proszę bardzo – na całym świecie można delektować się „kawą po turecku”, jednak tylko w Grecji ta sama kawa, przyrządzana identycznie – nazywa się „greek coffee”, „kawą po grecku”. Nie radziłabym nawet próbować zamawiać w kawiarni kawy po turecku, grecka i koniec! Z takim krasomówczym potencjałem, żartując można uznać, iż zapewne "przegadali" po prostu wszystkich i dziś Półwysep Chalcydycki należy właśnie do nich.

To oczywiście tylko moje żartobliwe ujęcie poważnego, politycznego problemu. Konfliktu grecko-macedońskiego, który na sile przybrał po 1992 roku. Wówczas Grecja, w obawie przed ruchami separatystycznymi, sprzeciwiła się używaniu przez Skopje nazwy MACEDONIA, jako określenia nowego kraju. Oliwy do ognia dolewa także geograficzne położenie Macedonii (kraj), graniczącej z grecką Macedonią Środkową, Wschodnią i Zachodnią (region) oraz wciąż aktywna mniejszość macedońska. Macedończycy, zamieszkujący w okręgach Florina, Pelli i w okolicach Salonik, oficjalnie nie mogą przyznać się, że są z Macedonii, co najwyżej z Byłej Jugosłowiańskiej Republiki Macedonii (FYROM), a i to czynią nieśmiało.
Na gruncie codzienności, te poważne polityczne kwestie, także znajdują dla siebie miejsce. Wciąż toczą się na ulicach i w kafeteriach, żywe dyskusje (nawet wśród młodych ludzi) na temat narodowości Aleksandra Macedońskiego czy przynależności wspomnianych ziem. Trwają spory, czy antyczna Macedonia była grecka i czy dzisiejsza republika bałkańska ma z nią w ogóle coś wspólnego (zdaniem Greków nie). To jednak kwestie starożytności, fakt historii nowożytnej jest taki, że Macedończyków, delikatnie mówiąc "wyproszono" z terenu Półwyspu, tej cząstki regionu noszącego wciąż, nota bene, nazwę MACEDONIA. Mało tego, tą grecką (?) Macedonię, po 1923 roku, zasiedlili nie rodowici Grecy, a przesiedleńcy z Azji Mniejszej, co dziś procentuje łatwością komunikacji w języku rosyjskim.
„Makedonia ksakusti” - hymn z konfliktem w tle
Historia, dzieje narodu czy regionu, zawsze zostawiają swe ślady w kulturze. Pieśni patriotyczne są, moim zdaniem, szczególnym artefaktem, gdyż łączą w sobie dwa światy – polityczno-historyczny i kulturowy. Nie inaczej jest także w przypadku nieoficjalnego hymnu regionu Macedonia:

Sławna Macedonio,
Ojczyzno Aleksandra,
Odwróciłaś się od barbarzyńców,
Teraz jesteś wolna!

Byłaś i będziesz grecka,
A Grecy są dumni z Ciebie,
I my, greckie dzieci,
Uplotliśmy dla Ciebie koronę!

Macedończycy nie mogą
Żyć zniewoleni,
Wszystko oni (Turcy) mogą zgubić
Ale wolność im (Macedończykom) pozostanie!
W krótkich strofach zamknięto kilka wieków walk, potężny kawałek historii. Grecy po raz kolejny wykazali się swymi zdolnościami, bo pieśń ta jest przecież rodzajem filipiki. Przeciw Turkom? Z pewnością, ale także kontra Macedończykom, nie tym greckim, tym macedońskim, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Czyż nie jest ironią losu także to, iż nazwa filipika pochodzi od wystąpień Demostenesa przeciw Filipowi II Macedońskiemu?
Na zakończenie, muszę jednak zrewidować swą opinię o Chalkidiki. Nadal twierdzę, że jest maszyną do robienia pieniędzy, fabryką wspomnień dla niewymagających turystów, lecz dla mnie ten region wyprodukował zupełnie nieoczekiwane wspomnienie, bo pozwoliłam sobie się w niego wsłuchać.

tekst publikowany także na:
mojeopinie.pl
Geozeta.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz