Blog o podróżach i ludziach, ale także o wszystkim tym, co może Cię spotkać, jeśli tylko odważysz się wypłynąć ze swojego portu, ze swej bezpiecznej przystani i otworzysz się na to, co znajduje się poza Twoją zatoką... a jeśli to zrobisz otworzą się mosty i nowe możliwości - wyruszamy?


Translate

wtorek, 19 marca 2013

Chiny III - Lanzhou - Xiahe - Langmusi - Zoige - Songpon


LANZHOU
Dwunastego dnia naszej podróży, jeszcze w Xi'an, przeżyłam niemały szok - za bilety kolejowe do Lanzhou zapłaciliśmy 902 juany/2osoby, czyli ponad 300 złotych!!! Za pociąg z Datongu do Xi'an (mniej więcej ta sama odległość) zapłaciliśmy zaledwie 355 juanów. Podejrzewałam jakiś przekręt, chociaż bilety kupiłam sama na dworcu, snułam teorie spiskowe aż do wieczornego odjazdu, kiedy to przeżyłam jeszcze większy szok... Godzina 22:05 pojawiamy się na dworcu, na nasze bilety wchodzimy do osobnej poczekalni (skórzane sofy, klimatyzacja, niewiele osób), wejście na peron 30 minut przed resztą podróżujących i maksymalne zdziwienie w samym pociągu - przedział 2 osobowy, z osobnymi monitorkami, własną łazieneczką, fotelem, stolikiem, Internetem, nie zapomniano także o kwiatku i wrzątku w termosie. Szybko zweryfikowaliśmy opinię o cenie naszego biletu i aż żal nam się zrobiło, że jedziemy tylko 9 godzin :)
O 7:13 (zgodnie z rozkładem) byliśmy już w Lanzhou, gdzie po raz pierwszy natrafiliśmy na poważne problemy komunikacyjne, wynikające z nieznajomości języka angielskiego nawet w hotelach. Wreszcie udało nam się wynająć pokój i mogliśmy dalej snuć plany dotyczące naszej podróży. Zakup biletu autobusowego do Xiahe wymagał jeszcze większej gimnastyki i samozaparcia, ale wreszcie i to się udało:).

XIAHE


Już w autobusie spotkaliśmy dwóch Chińczyków mniej więcej w moim wieku, z którymi ochoczo rozmawialiśmy, umilając sobie 6-cio godzinną podróż. W Xiahe zaproponowali nam byśmy razem z nimi zamieszkali u wiejskiej rodziny (rodzaj agroturystyki), a nie w miejskim hotelu. Naturalnie nie było szans, by nas przed tym powstrzymać i tak oto spędziliśmy trochę czasu na chińskiej wsi w tzw. Małym Tybecie, z ludźmi z którymi nawet "nasi" chińscy znajomi nie potrafili się porozumieć (lokalny język). Tradycyjny poczęstunek mlekiem i jogurtem z jaka, zero toalety, ale maksimum wrażeń:).
Kolejnym przystankiem na naszej trasie była Świątynia Lebrang - kompleks świątynny składający się z 49 świątyń, z czego widzieliśmy zaledwie 4, a zajęło nam to 2 godziny. Moim zdaniem, najciekawszym eksponatem jest tutaj mumia mnicha, która cudownie przetrwała 3-dniowy pożar. Niesamowity jest także Pałac Buddyjski w Hezuoa także widok pierwszego z dziewięciu zakrętów rzeki Huang He


Osada w okolicach Xiahe
Pałac buddyjski w Hezuo
LANGMUSI
Wreszcie dotarliśmy do Langmusi, gdzie udało nam się wynająć pokój 2-osobowy za 40 juanów. Obowiązkowym punktem programy jest odwiedzenie "Lesha's Cofee" - naleśniki z bananem i miodem, mięso z jaka z warzywami czy omlet z warzywami na śniadanie po prostu rewelacja!!!

Rankiem, po obfitym śniadanku u Lesha'y, co okazało się zgubne w skutkach, powędrowaliśmy do świątyni (16 juanów/osobę/dzień), gdzie byliśmy świadkami tradycyjnego buddyjskiego pochówku, co zresztą opisałam szerzej w "Pogrzeb przez powietrze". W pobliżu miasteczka znajduje się jeszcze jedna świątynia (w dolinie), którą polecam zwłaszcza ze względu na walory krajobrazowe (wstęp 15 juanów/osobę/3 dni). Przez górską dolinę dochodzi się do malowniczej kotliny, mijając źródełko White Dragon i liczne święte jaskinie. Ukojenie dla skołatanych nerwów gwarantowane :).
Świątynia Langmusi - młynki
Mnisi z Langmusi


ZOIGE
Szczęście nas opuściło, na szczęście tylko na chwilę:) Z powodu strajku odwołano autobus z Longmusi do Zoige, ale właściciel hostelu zorganizował nam niespodziewanie przejazd do Zoige. Jechaliśmy przez największą na świecie wilgotną krainę mchu i to było coś:). W Zoige znajduje się dosyć duża jednstka wojskowa, a my spędziliśmy tam tylko jedną noc, za to w bardzo przyzwoitym hotelu Jo Erh Kai Tibet Sunlight Hotel, płacąc 140 juanów za 2-osobowy pokój, by o 6:00 rano wyruszyć busem do Songpon.

SONGPON
Autobus, jak zwykle pełen Chińczyków i ich ogromniastych bagaży, zawsze zastanawia mnie gdzie są inni turyści?! Po 6-ciu godzinach dotarliśmy do celu, znaleźliśmy "Family Hotel" za 50 juanów/2 osoby/noc, a następnie wdrapaliśmy się na okoliczny szczyt z wieżą strażniczą i pozostałościami muru miejskiego. Widok z góry na miasto oszałamiający, zwłaszcza w popołudniowym słońcu.
Songpon
Rano wybraliśmy się autobusem (jadą dwa, ale nie zawsze, więc lepiej wybrać się na ten wcześniejszy o godzinie 6:00, bilet 25 juanów) do Parku Narodowego Huanglong w Górach Minshan (wstęp 200 juanów/osobę, więcej na Park Huanglong), czyli jakieś 70 km od Songpon. To święta ziemia tybetańczyków, na której żyją pandy olbrzymie i złote małpy. Przecudne jeziorka górskie o powierzchni 9 600 metrów kwadratowych (350 pojedynczych jeziorek w formie tarasów) i wreszcie świątynia - CUDO!!!
Park Narodowy Huanglong




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz